września 25, 2016

Zaczęło się od kredensu.





Tak wyglądał kredens gdy się w nim zakochałam. Stał sobie w starym domu babci mojego męża. Oczami wyobraźni widziałam go w mojej jadalni. I tak po kolei moja wyobraźnia dopasowała do niego meble w kuchni, stół i krzesła w jadalni i kolor ścian.
Jednak kiedy doszło co do  czego, zaczęły narastać we mnie obawy. Czy ja będę potrafiła  to zrobić, czy podołam takiej ilości szlifowania, pewnie go niechlujnie umaluje itd. Ale w momencie gdy kredens stanął w garażu nie było odwrotu. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę ile mnie będzie on kosztował pracy i nie tylko. Kiedy zaczęliśmy go z mężem demontować okazało się że do wymiany jest przede wszystkim blat, ponieważ ta ceratka kryje jakąś płytę pilśniową, która się nie nadawała już do niczego. Poza tym ja sobie wymarzyłam dębowy, gruby blat. Uchwyty zniszczone i niekompletne. Zawiasy przy demontażu się rozpadły. Z tyłu była dykta, która trochę spuchła. Jak już kredens rozczłonkowaliśmy, można było szlifować. Podczas szlifowania również wiele się dowiedziałam.



 Okazało się że mebel nie jest w 100 % drewniany, jak to sobie założyłam. Miał on tylko konstrukcję drewnianą, do której przykręcane były dykty. Fronty szafek od wewnątrz są drewniane, a od zewnątrz jest naklejona płyta pilśniowa. Tylko szuflady są w całości z drewna sosnowego i ta malutka wstawka między nimi, no i nóżki.   

Podczas zdzierania tysiąca i jednej warstwy farby dopadało mnie zwątpienie. Zwłaszcza kiedy zobaczyłam jak ostro kornik sobie poczynał z nogami mojego mebla.Przybierałam się do pracy po czym rezygnowałam. W między  czasie spaliłam szlifierkę. Ale w końcu po prawie roku go skończyłam. Po wyszlifowaniu go do żywej pilśni ( przecież nie powiem że do drewna ), zaszpachlowałam wszelkie ubytki, dziurki po korniku i otwory po starych zamkach ( dolne szafki zamykane były na kluczyk ), zawiasach i uchwytach. Następnie pomalowałam go farbą gruntującą, w kolorze białym. Po jej wyschnięciu nałożyłam farbę akrylową biała w pół macie. Ponieważ to mój pierwszy odnawialny mebel nałożyłam na wszelki wypadek 2 warstwy. Zanim pomalowalam drugi raz przeszlifowałam wszystkie powierzchnię ręcznie. Pozwoliło mi to uzyskać idealnie gładką i matową powierzchnię.  Dyktę zastąpiłam materiałem w różyczki znalezionym w sacend handzie. Blat zrobił sąsiad stolarz, ale nie z dębu tylko  z jesionu. Uchwyty zamówiliśmy u firmy która nam robiła kuchnię. Chciałam by były takie same jak w meblach kuchennych. 


Nie byłabym sobą gdybym nie zrobiła jakiegoś decoupage. Postanowiłam ozdobić wstawkę między szufladami motywem kwiatowym.


Zdecydowałam się też na nowe szyby, przezroczyste. A gdy go skończyłam odliczałam już tylko dni do momentu kiedy kredens stanie na swoim miejscu. Już ponad rok mieszkamy w naszym domu, przez ten czas ani razu nie żałowałam że odważyłam się wskrzesić stary mebel. Jestem z niego dumna, i bardzo bardzo go lubię. Nie zajmuje dużo miejsca, a jest niezwykle pojemny. Przekonaliśmy się o tym gdy wprowadzaliśmy się do naszego domu mając trzy meble na krzyż. No i najważniejsze jest to, że przypomina on nam o babci Geni.  Jak się Wam podoba mój pierwszy przywrócony do życia mebel?


3 komentarze:

  1. Wow! jestem pod ogromnym wrażeniem! Szukam właśnie inspiracji by odnowić kredens Babci i właśnie tę inspirację znalazłam! Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam taki sam na sprzedaż,przed renowacją..280zł.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy wymiana blatu była trudna? Będę odnawiać swój i też muszę wymienić blat a patrząc na kredens z boku i od tyłu to widzę, że stary blat jest jakoś "nasadzony" na boki a z tyłu zachodzi na niego płyta plecowa.

    OdpowiedzUsuń

Hej! Cieszę się że tu jesteś! Jeżeli pododają Ci się moje Graty daj mi znać zostawiając tu swój komentarz! Zmotywujesz mnie do dalszego działania ☺

Copyright © Graty Agaty , Blogger