Ta komoda to
następna rodzinna pamiątka. Należała do prababci mojego męża. Prawdopodobnie ma
ok. sto lat. Długo się zastanawiałam czy w ogóle ją brać . W
końcu stwierdziłam, że najpierw ją zrobię, a potem dopiero zobaczę czy i gdzie
pasuje.
Przez lata stała w
garażu i los jej nie oszczędzał. Służyła jako schowek na narzędzia, oleje,
smary i różne takie. Trafiła do mnie w
stanie opłakanym przez co miałam momenty zwątpienia podczas pracy nad nią, ale o dziwo dobrnęłyśmy do celu.
Blat i korpus
zdobiły korytarze wydrążone przez kornika.
Na półce była ogromna plama po jakimś oleju. Mebel był wilgotny więc zanim go zaczęłam
szlifować musiałam go wysuszyć, suszyłam za pomocą ryżu. Po prostu wsypałam go do środka i czekałam kilka dni. Ryż świetnie wciągnął wilgoć. Następny krok - szlifowanie - odkryło korniczą
działalność.
Ponieważ zaczynałam wątpić w powodzenie tej metamorfozy nie zastosowałam żadnego preparatu na drewnojady. Po prostu zaszpachlowałam każdą dziurę. Kornik nie pokazał się do dziś, a już parę miesięcy komoda stoi w domu.


Ponieważ zaczynałam wątpić w powodzenie tej metamorfozy nie zastosowałam żadnego preparatu na drewnojady. Po prostu zaszpachlowałam każdą dziurę. Kornik nie pokazał się do dziś, a już parę miesięcy komoda stoi w domu.
Poszpachlowałam co trzeba było, a było dużo. Po wyschnięciu szpachli, każdy element pokryłam farbą gruntującą, a wnętrze mebla nawet kilka razy. W przypadku innych mebli przeze mnie odświeżanych, na tym etapie prac wyglądały one zachęcająco i mobilizowały do dalszej pracy. Tym razem, tak nie było. Jednak moja zawziętość nie pozwalała mi tego tak zostawić. Po zaszpachloaniu licznych dziur wypełniłam tęż szczelinę powstałą między deskami. Następnie pomalowałam Primerem. Kolejną warstwę farby nałożyłam w kolorze turkusowym i szarym. Kolor turkusowy uzyskałam mieszając białą farbę z niebieskim i zielonym
pigmentem. Po wyschnięciu tej warstwy, natarłam blat świecą, starałam się by
najwięcej wosku było na rantach oraz na środku blatu. Następnie cały
blat pokryłam 2 razy
białą farbą akrylową. Po wyschnięciu przetarłam blat papierem ściernym 120. W
ten sposób wyrównałam grudowatą powierzchnię blatu, a wosk pozwolił mi ładnie
odkryć turkusowy kolor .
Niestety wewnątrz mebla plamy z pod farby gruntującej bały czas wychodziły. Nie
rzucały się mocno w oczy ale były, i ja o nich wiedziałam , więc nie mogło tak
zostać. Najwięcej było ich na plecach, postanowiłam je pomalować je na szaro. to był dobry pomysł, ponieważ ciemniejszy kolor idealnie zamaskował plamy. Kolor również uzyskałam dodając do białej
akrylowej farby, czarny - tym razem - pigment i odrobinę niebieskiego . Boczne ściany komody od wewnątrz, wraz z półkami zrobiłam na biało.
Stare zardzewiałe uchwyty zastąpiły błękitne gałki ceramiczne - dawne zdobycze z ciuchlandu. Dna szuflad zostały pokryte tapetą.
Fronty szafki nie wróciły już na swoje miejsce. Nie tylko dlatego, że się zeschły tak, że zrobiły się za duże do komody. Głównie dlatego, że komoda wyglądała lepiej, lżej bez nich. A z resztą, chciałam mieć mebel "otwarty".
Odnawiając komodę zależało mi aby nadal wyglądała na mebel wiekowy, ale dopasowany do naszych wnętrz. Nie wszystko w niej udało się naprawić, ale wygląda estetycznie. Teraz cieszy oko w naszym salonie i przechowuje nasze albumy ze zdjęciami.
Ja w znalezionej starej szafce wymieniłam tylko zardzewiałe zawiasy na nowe ocynkowane i mebel w gruncie rzeczy nadawał się od razu do użycia. A bardzo lubię takie oldschoolowe wyposażenie, urok jest niepowtarzalny!
OdpowiedzUsuń